KILKA REFLEKSJI NAD KSZTAŁTEM PRAWNYM PROJEKTU USTAWY O OCHRONIE RYNKU KSIĄŻKI

Dzień 23 kwietnia jest z pewnością doskonale znany niejednemu czytelnikowi. Od 1995 r. obchodzimy wtedy Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich. Tegoroczne obchody święta będą jednak szczególne nie tylko ze względu na nadzwyczajne okoliczności towarzyszące nam od przedednia zeszłej wiosny. Miłośników literatury zelektryzowała informacja o tym, że Polska Izba Książki przekazała do konsultacji projekt ustawy o ochronie rynku książki, która ma między innymi ustalić jedną cenę książki dla wszystkich czytelników niezależnie od kogo ją kupili.

Już samo zaproponowanie tego rodzaju ustawy jest czymś niezwykle interesującym. W dużym stopniu stanowi ona bowiem odprysk zdecydowanie bardziej ogólnych problemów natury społecznej, ekonomicznej, socjologicznej czy aksjologicznej, wiążących się chociażby ze zmianą nawyków i stylu życia, globalizacją, koncentracją kapitału czy rolą i rozwojem nowych technologii. Skłania też do zadania szeregu pytań między innymi dotyczących coraz powszechniejszej oligopolizacji życia gospodarczego, obecnej roli literatury czy pożądanego zakresu interwencji państwa. Zagadnienia te są tyleż ważne i stymulujące intelektualnie, ileż złożone i skomplikowane. Próba odpowiedzi na nie w z natury rzeczy ograniczonym objętościowo artykule byłaby nie tylko skazana na porażkę, ale również niewiele wnosząca. Ograniczę się więc do pewnych refleksji nad kilkoma kwestiami prawnymi projektu tej ustawy.  

Na wstępie podkreślam, że projekt ten nie jest bynajmniej tak rewolucyjny, jakby się wydawało. Po pierwsze, to już drugie podejście do uchwalenia tego rodzaju ustawy (w 2017 r. w Sejmie była wszakże procedowana ustawa o jednolitej cenie książki). Po drugie podobne akty prawne istnieją w wielu krajach europejskich (m.in. Włoszech, Hiszpanii, Niemczech czy Francji) oraz kilku krajach na świecie (w tym Meksyk, Argentyna i Japonia). Opinie na temat skutków tych ustaw, są oczywiście podzielone i w dużej mierze zależą od tego jaką rolę na rynku książki pełnią wypowiadające się osoby. W uzasadnieniu projektu ustawy Polska Izba Książki stwierdza co prawda pozytywne efekty wprowadzenia takiej ustawy w innych krajach, nie wskazuje jednak żadnych danych liczbowych ani nie powołuje się na wyniki konkretnych badań. W związku z tym trudno mi wypowiedzieć się na ten temat, a jeszcze trudniej umieścić go w kontekście polskiej rzeczywistości.

Zgodnie z uzasadnieniem projektu ustawy i jej art. art. 1 ust. 2 ma ona zapewnić właściwą ochronę książki jako dobra kultury, zapewnić jej szeroką i stałą dostępność w Polsce, wspierać różnorodną i ambitną twórczość literacką, przyczynić się do rozwoju czytelnictwa i kształtowania właściwych postaw czytelnika oraz wspierać księgarnie jako miejsca upowszechniania kultury. Skąd potrzeba uregulowania tego zagadnienia na poziomie prawnym? Ustawa ma odpowiadać na pojawiające się na rynku książki problemy, które wynikają z nierównej konkurencji ze strony dużych sieci księgarskich oraz księgarń internetowych. Ze względu na korzyści skali lub niższe koszty wynikające ze specyfiki działalności online, podmioty te są w stanie wprowadzić zdecydowanie niższe ceny, niż tradycyjne księgarnie, co przyczynia się do znacznego pogorszenia się sytuacji tych drugich.

Realizacja celów, które postawiła sobie ustawa ma nastąpić przez zobowiązanie wszystkich wydawców oraz importerów książek (czyli sprowadzających książkę z zagranicy, aby wprowadzić ją do obrotu w Polsce) do ustalenia jednakowej ceny książki (art. 3 ust. 1 projektu ustawy o ochronie rynku książki). Cena ta powinna obowiązywać przez 12 miesięcy od pierwszego dnia miesiąca po wprowadzeniu książki do obrotu w Polsce (art. 7 ust. 1 projektu ustawy). Poza pewnymi wyjątkami określonymi w samym projekcie, sprzedawcy końcowi (czyli prowadzący sprzedaż detaliczną książek) mają obowiązek sprzedawać książki czytelnikom po cenie określonej przez wydawcę (importera). Przez wspomniany czas, sprzedawcy zostali też pozbawieni prawa do dokonywania różnego rodzaju działań promocyjnych dotyczących nowych książek, a możliwość udzielenia rabatu została drastycznie ograniczona. Ustawa nie dotyczy wszystkich rodzajów książek. Wyraźnie wyłącza spod jej brzmienia ebooki i audiobooki. Z doświadczeń innych krajów wiadomo jednak, że nic nie jest dane raz na zawsze (w 2011 r. odpowiednik polskiego projektu ustawy we Francji, czyli tzw. ustawa Langa rozszerzyła ten obowiązek również na ebooki).   

Zaproponowane brzmienie ustawy nie jest wolne od kontrowersji legislacyjnych. Jedna z nich dotyczy kluczowego dla projektu pojęcia „książka”. Zgodnie z art. 2 pkt 1 projektu ustawy, jest nią „dokument twórczej myśli ludzkiej w języku polskim przedstawiony w postaci wielostronicowej, utrwalony w formie drukowanej”. Opierając się na tej definicji za książkę należałoby zatem uznać prasę. Mam natomiast wątpliwości czy znalazłoby się w niej miejsce dla kilkustronowych noweli Bolesława Prusa. Pojawia się też pytanie co rozumiemy przez „dokument twórczej myśli ludzkiej”? Czy album z reprodukcjami obrazów Fra Angelico (przy założeniu, że będą one opatrzone jedynie oznaczeniem tytułu, daty, sposobu wykonania i miejsca ekspozycji) będzie stanowić książkę? Jak zakwalifikujemy atlas drogowy Polski lub książkę kucharską? Nie jest też dla mnie do końca zrozumiałe dlaczego zasady dotyczące książek wydawanych w języku polskim miałyby być inne niż książek w języku obcym. Przyjęcie takiego rozwiązania może spowodować pytania o jego zgodność z unijnymi zasadami równego traktowania i swobodnego przepływu towarów.

Mam również spore obawy czy taki kształt ustawy nie będzie powodować prób do jej ominięcia. Zgodnie z projektem ustawy, obowiązek wprowadzenia sztywnej ceny książki spoczywa na wydawcy (importerze), sprzedawca końcowy powinien się jedynie dostosować do ceny narzuconej przez niego. W przypadku wyjątkowo atrakcyjnych zagranicznych tytułów rodzi to pokusę, aby wyłączyć importera z tego „łańcucha dostaw” i nabywać książki do sprzedaży detalicznej bezpośrednio od zagranicznego wydawcy. To czy zagranicznego wydawcę będzie wiązać prawo polskie (i wynikające z niego obowiązki w ustalenia cen) nie jest już takie oczywiste i będzie wymagało sięgnięcia do norm kolizyjnych regulujących międzynarodowe stosunki prywatne. Smutnym paradoksem jest to, że na tego typu praktyki będą mogły sobie pozwolić przede wszystkim duże księgarnie, a więc ci, których imperialistyczne zapędy miała zahamować ustawa.    

Kolejna kontrowersja jest nie tylko prawna, ale i filozoficzna. Budzi ją pewien niepozorny zapis pojawiający się już na samym początku ustawy o ochronie rynku książki. Zgodnie z brzmieniem jej art. 1 ust. 2 pkt 4) ma ona służyć „kształtowaniu właściwych postaw czytelniczych”. Ustawodawca wkracza więc w bardzo grząski i szalenie subiektywny temat estetyczny i aksjologiczny. Czyni to zresztą jeszcze w jednym miejscu, w punkcie 3 tego samego ustępu, wskazując, że celem ustawy jest „wspieranie różnorodnej i ambitnej twórczości literackiej”. Oczywiście, każdy z nas jest w stanie sobie intuicyjnie wyobrazić, takie pozycje literackie, które będą mieścić się w granicach właściwych postaw czytelniczych, jak i takie, które nie dostąpią zaszczytu przynależności do tego grona. Nie sposób jednak nie wyobrazić sobie przynajmniej dwóch problemów, które się z tym wiążą. Po pierwsze nic nie jest jednak dane raz na zawsze. Historia literatury i sztuki pełna jest przykładów rehabilitacji tego, co było uznawane za „niewłaściwą postawę”. Po drugie „diabeł tkwi w szczegółach”. Do której grupy zakwalifikujemy wysoce kontrowersyjne, a jednak stanowiące element światowego kanonu pozycje takie jak, nomen omen, Biblia Szatana, 120 dni Sodomy, czyli szkoła libertynizmu czy Malowany Ptak? I co najważniejsze kto i na jakiej podstawie ma odpowiedzieć na to pytanie? Rozważenie tych kwestii wydaje mi się niemniej ważne, niż potencjalnych konsekwencji ekonomicznych i społecznych wynikających z ewentualnego wprowadzenia tej ustawy.

Share on facebook
Share on linkedin

Ta strona używa ciasteczek, żeby zapewnić jak najlepszą obsługę. Przejdź do Polityki Prywatności, jeśli chcesz wiedzieć więcej.